| HISTORIA
      NASZEJ PARAFII
       Odcinek - 9 c.d. Według tego planu należało jeszcze włączyć do
      parafii Kamilianów część ul. Legionów oraz osadę Karłuszowiec. List
      ten zaginął i nie dotarł do Kurii diecezjalnej w Katowicach. Biskup
      niedoczekawszy się odpowiedzi ze strony OO. Kamilianów, przychylił się
      do kolejnych próśb ks. Michała Lewka i przydzielił ul. Bytomską do
      parafii św. Ap. Piotra i Pawła, o czym Kamilianie dowiedzieli się z
      "Rocznika diecezji katowickiej". 16 stycznia 1947 r. O.
      Proboszcz Jan Tarnowski napisał list do Kurii w Katowicach, w którym
      informował biskupa, że jeżeli taki podział ma się utrzymać, to z
      polecenia O. Prowincjała Antoniego Sołtysiaka, on jako Proboszcz parafii
      św. Jana Chrzciciela i św. Kamila jest zobowiązany prosić, w jak najkrótszym
      czasie, o zwolnienie z obowiązków prowadzenia parafii przez Zakon OO.
      Kamilianów. Jednak pismo to nie zostało wysłane. Natomiast 28 stycznia
      1947 r. O. Jan Tarnowski wysłał do Kurii katowickiej odpis listu z dnia
      11 lipca 1946 r., w którym informował o zaginięciu pisma z planem
      granic dla parafii OO. Kamilianów. Po tym liście sprawa stanęła w
      miejscu. 
 Ciąg dalszy w następnym numerze "Głosu św. Jana
      Chrzciciela"... Opracował:O.
      Wojciech Węglicki OSCam
 
  
 GŁOS ŚW. JANAw Sanktuarium
 M.B. Pięknej Miłości
 w Sadowie
 u Księży Pasjonistów
 i w
    Kamieniu Śląskim
 W dniu 21 października br. (w poniedziałek) o godz.
    7.00 z placu kościelnego wyruszyła parafialna pielgrzymka do Sanktuarium
    Matki Bożej Pięknej Miłości w Sadowiu k/ Ostrowa Wielkopolskiego. Przyjeżdżając
    na miejsce zostaliśmy pięknie przyjęci przez OO. Pasjonistów. Zwiedziliśmy
    tutejszą Golgotę, z trzema wielkimi krzyżami i postacią ukrzyżowanego
    Chrystusa, która ma 6 metrów wysokości i zrobiona jest z płótna nasączonego
    żywicą. O. Dominik, nasz przewodnik i kustosz sanktuarium, opowiedział
    nam historię i dzieje tego świętego miejsca oraz pięknie przedstawił
    Cudowny Obraz i jego symbolikę. Tu odprawiona została Msza św. w intencji
    wszystkich pielgrzymów z naszej parafii i z parafii Najśw. Serca Pana
    Jezusa z Nakła Śl., którzy razem z nami brali udział w pielgrzymce.
    Pogoda nam dopisała, a w drodze do sanktuarium św. Jacka cały czas świeciło
    słońce. Następnym etapem naszej pielgrzymki było miejce narodzin św.
    Jacka - Kamień Śląski. Zwiedziliśmy tu zamek i kaplicę św. Jacka. Tu
    też mieliśmy nasz poczęstunek. Ugoszczono nas w samym pałacu, w sali
    jadalnej. Przy pięknych, długich stołach zajadaliśmy kiełbaskę na gorąco
    i piliśmy kawę oraz herbatę. Pielgrzymka się udała. Wszyscy byli
    zadowoleni ze spotkania z Matką Pięknej Miłości. Już myślimy o następnej
    takiej wyprawie, zapraszając na nią wszystkich czcicieli Matki Najśw. Opracował:O. Wojciech Węglicki OSCam
 |  | Niektórzy
      lubią poezję... Życie na poczekaniu.
      Przedstawienie bez próby.
 Ciało bez przymiarki.
 Głowa bez namysłu.
 Nie znam roli, którą gram.
 Wiem tylko, że jest moja, niewymienna.
 O czym jest sztuka,
 zgadywać muszę wprost na scenie.
 Kiepsko przygotowana do zaszczytu życia,
 narzucone mi tempo akcji znoszę z trudem.
 Improwizuję, choć brzydzę się improwizacją.
 Potykam się co krok o nieznajomość rzeczy.
 Mój sposób bycia zatrąca zaściankiem.
 Moje instynkty to amatorszczyzna.
 Trema, tłumacząc mnie, tym bardziej upokarza.
 Okoliczności łagodzące odczuwam jako okrutne.
 Nie do cofnięcia słowa i odruchy,
 nie doliczone gwiazdy,
 charakter jak płaszcz w biegu dopinany -
 oto żałosne skutki tej nagłości.
 Gdyby choć jedną środę przećwiczyć zawczasu,
 albo choć jeden czwartek raz jeden powtórzyć!
 A tu już piątek nadchodzi z nieznanym mi scenariuszem.
 Czy to w porządku - pytam
 (z chrypką w głosie,
 bo nawet mi już nie dano odchrząknąć za kulisami).
 Złudna jest myśl, że to tylko egzamin,
 składany w prowizorycznym pomieszczeniu. Nie.
 Stoję wśród dekoracji i widzę jak są solidne.
 Uderza mnie precyzja wszelkich rekwizytów.
 Aparatura obrotowa działa od długiej już chwili.
 Pozapalane zostały najdalsze nawet mgławice.
 Och, nie mam wątpliwości, że to premiera.
 I cokolwiek uczynię, zmieni się na zawsze w to co uczyniłam.
 Wisława Szymborska Przyznanie największego w świecie wyróżnienia w
      dziedzinie literatury - Nagrody Nobla - polskiej poetce Wisławie
      Szymborskiej usprawiedliwia zamieszczenie w tej rubryce jej kolejnego
      wiersza. W ciągu swego długiego życia (urodziła się w 1923
      r.) Laureatka wydała zaledwie dziewięć niezbyt obszernych tomików
      poetyckich i dwa tomy "Lektur nadobowiązkowych" - bardzo
      osobistych felietonów - recenzji z najprzeróżniejszych książek. Co zatem - bo z pewnością nie płodność literacka,
      mizerna w porównaniu z innymi autorami - zdecydowało o tak wielkim wyróżnieniu
      jej twórczości? Przypuszczalnie to, że poezja ta skupia, jak w
      soczewce, wszystkie najważniejsze cechy dobrej literatury. Jest to poezja niezwykle komunikatywna, pełna mądrości
      wynikającej z wiedzy i gorzkiego często doświadczenia, bliska życiu z
      jego historią, codziennością i przeróżnymi problemami. A równocześnie
      nie nudzi monotonią, nie odstrasza niezrozumiałością, nie wieje z niej
      nachalny smutek czy patos. Przeciwnie - zachwyca dyskrecją, ironią,
      kunsztownymi igraszkami słowotwórczymi i specyficznym humorem. Przy tym
      każdy jej wiersz jest inny, każdy stanowi materiał do głębszego namysłu,
      zamyślenia i refleksji. Utwór cytowany powyżej podejmuje temat, który
      intrygował poetów już w czasach starożytnych i nie stracił aktualności
      do dziś. Świat jako teatr, życie jako przedstawienie, człowiek
      jako aktor. Podobieństwo rozpoczyna się już na poziomie słownictwa z
      dziedziny teatru: rola, sztuka, scena, scenariusz, kulisy, dekoracje,
      rekwizyty itp. Analogia jest jednak głębsza: sięga specyfiki ulotnej
      gry scenicznej, która jest sztuką chwili. Pomyłka w tekście, fałszywy
      gest na scenie są nie do naprawienia. Kolejny spektakl może być lepszy
      lub gorszy, ale zawsze inny, tak jak w życiu: "nic dwa razy się nie
      zdarza i nie zdarzy. Z tej przyczyny zrodziliśmy się bez wprawy i
      pomrzemy bez rutyny". Ale teatr życia jest o wiele bardziej dramatyczny.
      Solidne dekoracje, precyzyjne rekwizyty, sprawnie działająca aparatura,
      kontrastują z miernością aktorów "kiepsko przygotowanych",
      "potykających się", "improwizujących", "z chrypką w głosie". Tutaj trudno o wspaniałych artystów, skoro wszystko
      jest bez przymiarki i bez próby, trwa nieustanna premiera tworzona na
      poczekaniu, z nie zawsze właściwą obsadą ról, a wszelkie pomyłki na
      innej szali się waży. Tylko w prawdziwym teatrze możliwy jest cudowny happy
      end - po skończonym przedstawieniu kłaniają się widzom ci, co w
      trakcie spektaklu umarli, polegli lub zaginęli bez wieści. Przywilejem
      teatru jest wieczne zmartwychwstanie, nieuchronnym prawem życia -
      jednorazowość. Z tych wszystkich, pozornie przygnębiających, odkryć,
      trzeba jednak wyciągnąć konstruktywne wnioski. Skoro "świat jest
      sceną, na której idą źle obstawione sztuki" (Oskar Wilde), warto
      podjąć próbę udźwignięcia własnej roli z godnością i
      odpowiedzialnością. Odpowiedzialnością za słowa, gesty i odruchy, które
      potrafią boleśnie ranić, a są "nie do cofnięcia" nawet,
      gdyby się chciało je po stokroć odwołać. Odpowiedzialność spada na nas również za własną
      twarz, którą modelują mistrzowie charakteryzacji - nasze przeżycia i
      uczucia- czyniąc ją ujmującą, obojętną lub niemiłą niezależnie od
      obiektywnych kanonów urody. O ile łatwiej by się żyło, gdyby świadomość, że
      "cokolwiek uczynię, zamieni się na zawsze w to, co uczyniłam",
      towarzyszyła każdemu nie tylko w chwilach podejmowania ważnych życiowych
      decyzji, ale i we wszystkich - nawet chwilowych - kontaktach z drugim człowiekiem.
      A właściwie nie tylko z człowiekiem... RÓŻA |